Jacob Allen to wokalista, multiinstrumentalista, producent i autor piosenek znany jako Puma Blue. Tworzy w Londynie i do tej pory tylko raz gościł w Polsce. Po kilku latach wrócił, by wystąpić na scenie OFF Festivalu. W Katowicach – m.in. o wydanej w 2023 roku znakomitej płycie „Holy Waters” – rozmawiała z nim Maja Romaniewicz. Posłuchajcie!
Puma Blue samodzielnie nagrywa intymną muzykę, łączącą szeptaną, hipnotyzującą dramaturgię trip-hopu, emocjonalność Jeffa Buckley’a i głębię oraz swobodę starych ballad jazzowych. Na swojej drugiej płycie zatytułowanej „Holy Waters”, zajmuje się głównie śmiercią. To album inspirowany twórczością Thoma Yorke’a, Jeffa Buckleya, Björk czy Portishead. Można go chłonąć późnym wieczorem w słuchawkach, ale równie dobrze podczas jazdy samochodem. Materiał został nagrany z żywym zespołem towarzyszącym artyście podczas koncertów. Ma bardziej analogowy, ale i eksperymentalny sznyt niż poprzednie nagrania Jacoba Allena, a przy tym jest jego najmroczniejszym dziełem. Ale czy także najbardziej prywatnym?
Nie czuję, żeby było to niezwykle prywatne, bo zdecydowałem się z tym podzielić. Zawsze byłem osobą dość otwartą emocjonalnie, nawet wobec obcych. Myślę, że istnieje linia, której nigdy nie przekroczę. W znaczeniu takim: czego nie umieszczę w swojej muzyce. I bardzo rzadko się zdarza, że ta granica zostanie przekroczona. Uważam, że jestem bardzo ostrożny, szczególnie przy ostatnim albumie. Były tam rzeczy, które ujawniałem o mojej rodzinie, albo o ludziach, których straciłem – bardzo personalne. Poczułem, że jeśli opowiem o nich i będę po prostu z tym szczery, może znajdzie się ktoś, kto doświadczył czegoś podobnego i będziemy mogli pomóc sobie nawzajem w uzdrowieniu, poprzez alchemię muzyki. To bardzo osobiste, ale nie użyłbym słowa „prywatne” – przyznaje Jacob.
Artysta w rozmowie z Mają Romaniewicz przyznał też, że często wchodzi w interakcję z fanami. M.in. w social mediach.
Staram się odpisywać ludziom i wyrazić wdzięczność wobec nich. Ale pod koniec dnia… Ja nie jestem terapeutą, nie jestem wykształconym profesjonalistą. Nie mam żadnego przygotowanie do tego. To coś innego niż słuchanie swojego przyjaciela. Po pierwsze – wtedy dajesz swoją zgodę. A ja czasami po prostu otwieram wiadomość i czytam o bardzo intymnych szczegółach, którymi ktoś się ze mną dzieli. I nagle to staje się już częścią mnie, której nie jestem w stanie zapomnieć. Czasami ludzie piszą mi coś prawdziwie strasznego i zbyt ciężkiego dla mnie. Ale innym razem – gdy ktoś napisze coś bardzo prywatnego – porusza mnie i sprawia, że czuję się szczęśliwcem, że mogę być odbiorcą emocji tej osoby. Ale koniec końców – myślę, że to wszystko sprowadza się do wdzięczności, że muzyka potrafi coś takiego uczynić.
Zapraszamy do wysłuchania rozmowy!
Nagranie z tłumaczeniem znajdziecie tu.
Czytała: Dorota Androsz