Od techno po etno. Wbrew zasadzie inżyniera Mamonia. Dla ludzi, nie dla pieniędzy. Własnymi siłami. I kolejny raz okazało się, że można! Za nami dziesiąta, jubileuszowa edycja Biedowo Music Festu. W tym roku wyjątkowo liczna i różnorodna. Sprawdźcie naszą obszerną relację!
Biedowo Music Fest to wyjątkowy festiwal, który na przestrzeni lat ewoluował od rodzinnego spotkania przy grillu do jednego z najważniejszych muzycznych wydarzeń w regionie. Niezależna, offowa impreza pod Barczewem zatacza coraz szersze kręgi, choć wciąż zjeżdżają tu przede wszystkim ludzie z Trójmiasta i Olsztyna. Myliłby się ten, kto zrównywałby ten festiwal z wiejskim piknikiem. Stoi tu mobilna scena z prawdziwego zdarzenia, o nagłośnienie i wizualizacje dbają prawdziwi fachowcy, a przestrzeń jest klimatycznie zaaranżowana. Innymi słowy: to zupełnie profesjonalna impreza, choć robiona non-profit, od zera, przez grupę przyjaciół i wolontariuszy – zgodnie z zasadą Do It Yourself.
fot. Sisi Cecylia
Piątkowe występy na głównej scenie rozpoczął zespół EKUZ. To był niełatwy koncert jak na początek – rytmicznie pokręcony, nieoczywisty, przypominający kolektywne szukanie formy, budowanie muzycznej struktury.
Marc Ribot – tak, znam jego twórczość, ale o wiele bardziej jestem w kontekście – przynajmniej ja się tak czuję – Franka Zappy i Marca Ducreta. Tymi dwoma gitarzystami jestem zainspirowany, ich twórczość uwielbiam – przyznał Igor Wiśniewski, gitarzysta zespołu.
To jest totalnie budujące, że (…) można posłuchać tu różnego rodzaju muzyki – bardziej poszukującej, która nie jest w mainstreamie – mówił z kolei klawiszowiec Grzegorz Tarwid.
Na zupełnie przeciwległym biegunie wydaje się być grupa The Fruitcakes, która wystąpiła jako druga. To prosty i radosny rock’n’roll, dla którego punktem odniesienia wciąż pozostają lata 60. Zaskakujące były jednak aranżacje. Na scenie wystąpili w poszerzonym, 7-osobowym składzie, a utwory wykonane z sekcją dętą stanowiły najjaśniejszy punkt ich występu.
Mamy dwóch Tomków Ziętków (…). Znamy się i Tomek Ziętek dobrze zna się z Tomkiem Ziętkiem. Zaproponował nam, żeby zagrać wspólnie. To się wydarzyło tuż przed koncertem – przyznali muzycy The Fruitcakes.
Posłuchajcie rozmowy, podczas której wspominali swój pierwszy koncert w Olsztynie i mówili, jak reagują na porównania do Beach Boysów i Beatlesów.
O ile dwa pierwsze występy mogły zostać odebrane jako „przystawka”, o tyle po zmroku zaczęło się już granie, które uciszyło wszelkie rozmowy. Na scenie pojawił się zespół HÉR i zagrał kapitalny, zjawiskowy koncert. Nikt nie wiedział, czego do końca się spodziewać. To jedyna grupa, której nagrań – choćby amatorskich – próżno było szukać w internecie.
fot. Sisi Cecylia
Posłuchajcie relacji na gorąco z najbardziej zaskakującego występu pierwszego dnia!
O genezie formacji opowiedział nam skrzypek Tomasz Chyła – lider HÉR.
Próbujemy stworzyć klimat nordycki z zalążkami słowiańskości (…). Zespół narodził się z projektu, który zrobiłem dla festiwalu Nordic Talking w Trójmieście. Przygotowywałem utwory do staronordyckiej księgi Edda Starsza. Wyciąłem z niej kilka cytatów i napisałem do nich piosenki.
Pierwszy dzień na głównej scenie zakończył nocny koncert duetu LASY. Być może był to występ, który wzbudził najbardziej skrajne emocje pośród uczestników. Raczej na pobudkę, na pewno nie do snu. Gęsta elektronika, techno, rave, wiksa – to tylko niektóre słowa, które słychać było w tłumie. Nie była to jednak muzyka zupełnie syntetyczna, bo na scenie pojawił się zestaw perkusyjny, na którym grał niezmordowany Jacek Próściński. Panowie wydawali się mieć niespożyte siły, bo zagrali godzinny bis i skończyli grubo po 2 w nocy.
Sobotę na głównej scenie otworzył energiczny koncert zespołu Klawo. W czasie swojego występu przepaltali tłuste, funkowe utwory z nieco spokojniejszymi, utrzymanymi w klimacie lounge-jazzowym. Gołym okiem było widać, że kolektywne muzykowanie sprawia im dużo radości, a pozytywne wibracje udzielają się również publiczności.
Udział w takich festiwalach pokazuje, że takie proste wartości jak ziomki, rodzina, budowanie społeczności, sceny – że to wszystko bangla i tak musi być – mówił gitarzysta Artur Szalsza, który w Biedowie pojawił się po raz pierwszy.
Resztę składu można kojarzyć z innych projektów, które grały w tym miejscu w poprzednich latach. „Biedowo spaja trójmiejskich muzyków” – przyznają.
fot. Krystian Woźnialis
Dlaczego rave’owa publiczność jest najlepsza? Dlaczego nie rozumieją kategoryzowania ich jako jazz? Czy istnieje w Polsce scena funkowa? Posłuchajcie rozmowy z muzykami formacji Klawo!
W tym roku nie zabrakło też gości z dalekich stron! Pierwszym zagranicznym zespołem w historii Biedowo Music Festu okazało się trio Kanta dAb dAb z Nepalu. Mówiąc krótko: muzycy zagrali swoje i niewątpliwie dodali kolorytu tej imprezie, choć po energicznym i tanecznym występie zespołu Klawo zaproponowali raczej siedzące show…
fot. Krystian Woźnialis
Jak mocne są wpływy zachodniej kultury w Nepalu? Dlaczego podłączają sitar do wzmacniacza? I który zespół z Olsztyna robi furorę w ich rodzimym kraju? Posłuchajcie rozmowy z zespołem Kanta dAb dAb!
Tym razem po zmroku zrobiło się na scenie wyjątkowo jasno, a to za sprawą zespołu Magda Kuraś Quintet. Młoda wokalistka zaprezentowała ze swoimi kolegami sztukę na granicy teatru, recytacji, muzyki i performensu. Sztukę, która szarpała nasze słowiańskie struny.
fot. Krystian Woźnialis
Mój background jest taki, że byłam tancerką przez 10 lat. Nie umiem wyłączyć tego ruchu. To jest część mojej ekspresji i przekazu. (…) Kiedy tylko możemy, używamy słomy jako dekoracji. Chochoły są z nami zawsze (…) i symbolicznie podkreślają treść tego koncertu. A dzisiejszą słomę zorganizowała mama Sławka, której bardzo za to dziękujemy – mówiła Magda Kuraś.
Pod sceną znów zrobiło się gęsto, tym razem od ludzi siedzących na rozłożonych kocach. Zadbano o szczegóły, dopięto do perfekcji każdy detal. Niektórzy wydawali się być wzruszeni do łez. Zachwycała scenografia, ze sceny dobiegał każdy szmer – i w tej muzyce, jak żadnej innej, zrobiło to kolosalną różnicę.
No i last, but not least – Immortal Onion – którzy zaprezentowali być może najbardziej jazzowy repertuar na festiwalu, który niegdyś słynął jako jazzowy (dawno i nieprawda!). Był to jednak jazz daleki od akademickiego. Artyści bogato korzystali z sampli i elektroniki, a pod sceną zgromadzili tłum, który energicznie reagował na ich muzykę.
Podsumowując, X edycja Biedowo Music Fest przeszła do historii. Była najliczniejsza, najbardziej różnorodna muzycznie i zorganizowana na świetnym poziomie. Nie obyło się bez drobnych wpadek, lecz i te można z lekkim sercem wybaczyć, wszak i one nadają temu festiwalowi bardzo ludzkiego charakteru. W końcu – podkreślać nigdy dość – z każdą trudnością bohatersko mierzą się nie profesjonaliści, lecz amatorzy. I nawet jeśli czynią prowizorkę, to robią to tak, że mucha nie siada 😉
Relację przygotowali: Karol Kotański i Michał Napiórkowski.
Pssst! TL;DR? Posłuchaj także subiektywnego podsumowania Karola Kotańskiego i Alicji Orent. Oto PODCAST audycji relacjonującej Biedowo Music Fest 2023.
https://podcasters.spotify.com/pod/show/uwmfm/episodes/25-07-2023-Uwierz-w-Muzyk—Karol-Kotaski–Ala-Orent-e27bm9p/a-aa5oss3