Lena Maruszak uprawia jeździectwo i reprezentuje klub AZS UWM Olsztyn. Już dwukrotnie w plebiscycie „Gazety Olsztyńskiej” była wybierana akademickim sportowcem roku na Warmii i Mazurach. W Halowych Akademickich Mistrzostwach Polski, które odbyły się na początku kwietnia tego roku w Lesznie, wywalczyła brązowy medal w konkurencji skoków przez przeszkody. Konie to jej wielka – choć wymagająca – pasja. A opowiedziała o niej w studiu Radia UWM FM Marcie Wiśniewskiej z „Wiadomości Uniwersyteckich”. Zapraszamy do wysłuchania rozmowy!
Rozmawiamy kilka dni po tym, jak wraz ze swoim koniem Quadro zdobyłaś brązowy medal w Halowych Akademickich Mistrzostwach Polski. Jak podsumujesz ten start?
Medal każdego koloru zawsze jest bardzo pozytywnym wynikiem, więc jestem zadowolona – zarówno z siebie, jak i z mojego konia. Studiuję już na trzecim roku, więc teoretycznie mógł być to mój trzeci start w HAMP-ach, ale tak się złożyło, że zadebiutowałam. Jestem zawodniczką kadry Polski i do tej pory ta impreza pokrywała się z innymi startami. Dopiero w tym roku miałam ten termin wolny, więc wpisaliśmy ten start do kalendarza i pojechaliśmy do Leszna.
Opowiedz, na czym polega rywalizacja na takich mistrzostwach?
Halowe Akademickie Mistrzostwa Polski trwają trzy dni. Pierwszego dnia odbywa się konkurs szybkości, tzn. trzeba przejechać parkur (tor przeszkód) w jak najkrótszym czasie i najlepiej bez błędów. Na tej podstawie układa się klasyfikacja. W drugim dniu zawodów odbywa się konkurs dokładności, podczas którego trzeba starać się utrzymać wynik z pierwszego dnia lub też gonić (w zależności od sytuacji). Finał jest dwunawrotowy, czyli składa się z dwóch konkursów.
Czyli trzeba być wszechstronnym i przez trzy dni utrzymywać wysoką dyspozycję. W dobrej formie musi być też koń.
To prawda. Pierwszego dnia trzeba być szybkim, drugiego dokładnym, a potem dobrym technicznie. Żeby udało się zdobyć medal, dobra dyspozycja musi dopisywać przez wszystkie dni startowe. Jeśli zaś chodzi o konia, to oczywiście takie starty poprzedzone są długimi przygotowaniami i masą poświęceń. Trzeba trafić z wysoką formą konia i jego dobrym samopoczuciem na termin rozgrywania danych zawodów.
Co było twoją najmocniejszą stroną na tegorocznych HAMP-ach?
Myślę, że przygotowanie mentalne. Dały o sobie znać lata spędzone w kadrze Polski, zagraniczne wyjazdy czy udział w mistrzostwach Europy. To właśnie na imprezach rangi międzynarodowej obciążenie psychiczne jest największe. Oczywiście każde zawody rządzą się własnymi prawami, ale bez względu na to, czy broni się wysokiej pozycji, czy goni lidera, presja jest duża. Tym razem byłam jednak wyjątkowo zrelaksowana i skupiona na tym, żeby dobrze wykonać swoje zadania. Zawsze mogłoby być lepiej, bo zdobyłam przecież brązowy medal, a nie złoty, ale generalnie jestem zadowolona.
Posłuchajcie rozmowy Marty Wiśniewskiej z Leną Maruszak!
Skąd u ciebie tak wielka pasja do koni?
Od dzieciństwa wykazywałam bardzo duże zamiłowanie do zwierząt. Wielką miłośniczką zwierząt jest moja mama, więc to na pewno także dzięki niej zaraziłam się tą pasją. Jej marzeniem od zawsze było jeździć konno i tak się jakoś potoczyło, że ja to marzenie realizuję. Pamiętam, że kiedy pierwszy raz wsiadłam na kucyka, a było to w cyrku, to od razu zapałałam miłością do koni. Pomimo że ta pasja wymaga dużego zaangażowania i odpowiedzialności, to sprawia mi niesamowitą przyjemność i daje satysfakcję.
A kiedy zaczęłaś uprawiać jeździectwo?
Konno jeżdżę od dziewięciu lat, a jeździectwo uprawiam od czterech lat. Liczę ten czas od momentu, kiedy weszłam na wyższy poziom i zaczęłam jeździć na ogólnopolskie i międzynarodowe zawody.
Z perspektywy laika nawiązanie dobrej relacji z koniem, która dodatkowo pozwoli na odnoszenie sukcesów sportowych, nie jest łatwe. Jak to zrobić? Trzeba mieć jakieś predyspozycje bądź odpowiednie cechy charakteru?
Myślę, że przede wszystkim trzeba kochać zwierzęta. Rywalizacja sportowa jest dla mnie ważna, ale nie najważniejsza. Zawsze mówię, że uwielbiam ją, ale miłością darzę zwierzęta. W relacjach z końmi trzeba być uważnym i wrażliwym, ponieważ konie są lustrami, w których odbijają się nasze emocje. Niesamowite jest to, jak sześciusetkilogramowe zwierzę wyrównuje z tobą oddech, koncentruje się na pracy i chce dla ciebie jak najlepiej. Proszę mi uwierzyć, że stanięcie oko w oko z koniem jest niesamowite i jednocześnie bardzo wyciszające. Konie mają dużą wrażliwość, ale mają też charakter sportowców – czuć, że chcą wygrywać i wcale nie trzeba ich zmuszać do pracy, bo same chcą się doskonalić i jak najlepiej pracować dla swojego jeźdźca.
Jakie masz obowiązki wobec swoich koni na co dzień?
Jestem w stajni codziennie, minimum cztery godziny, więc na pewno jest to czasochłonna praca. Opieka nad końmi polega m.in. na utrzymywaniu porządku, treningach, dbaniu o ich dobre samopoczucie, wykonywaniu zabiegów fizjoterapeutycznych, diecie i wielu innych rzeczach. Ale wykonywanie wszystkich tych czynności jest dla mnie bardzo przyjemne – nie traktuję tego jako przykrego obowiązku. Gdy wchodzę do stajni, to wyciszam się i odczuwam przyjemność. Traktuję to jako czas dla siebie, a kiedy wsiadam na konia, to nie myślę o niczym innym.
Jak wyglądają treningi przed zawodami?
Myślę, że najważniejsze jest znalezienie równowagi pomiędzy przygotowaniem fizycznym konia a jego odpoczynkiem, bo tylko wtedy będzie on w stanie konkurować na najwyższym poziomie. Zresztą żadnego żywego organizmu nie można utrzymywać na maksymalnym poziomie możliwości przez zbyt długi czas. Konie pracują średnio pięć-sześć razy w tygodniu – dwa razy w tygodniu ćwiczymy skoki przez przeszkody, a przez resztę dni pracujemy nad innymi elementami i rozluźnieniem.
A czy ty jako amazonka musisz w jakiś sposób trenować swoje ciało?
Powinnam (śmiech). Staram się to robić i rzeczywiście jest to bardzo ważne. Na tyle, na ile pozwala mi czas, chodzę do fizjoterapeuty, na siłownię i dbam o to, aby moje ciało było rozciągnięte i jak najlepiej przygotowane. Jeździectwo wymaga dość dużej koordynacji ruchowej, rozciągnięcia wielu mięśni, aby było się lekkim i gibkim, więc warto uprawiać inne sporty, bo zdecydowanie pomagają w utrzymaniu dobrej kondycji.
Jak oceniasz zainteresowanie jeździectwem w Polsce?
Wydaje mi się, że to zainteresowanie jest coraz większe. Praca ze zwierzętami, przebywanie z nimi, hipoterapia, są coraz bardziej lubiane i popularne. Widać to szczególnie w rosnącej liczbie dzieci jeżdżących rekreacyjnie, ale także sportowo. Myślę, że o tym, iż jeździectwo staje się coraz bardziej rozpoznawalną dyscypliną sportu, świadczy również to, że dwukrotnie zostałam wyróżniona w plebiscycie „Gazety Olsztyńskiej” na najpopularniejszych sportowców Warmii i Mazur jako reprezentantka klubu AZS UWM Olsztyn, czyli sportu akademickiego.
Studiujesz prawo, a to jest dość trudny kierunek, który wymaga przyswojenia dużej ilości wiedzy. Trudno ci łączyć obowiązki studentki z uprawianiem jeździectwa?
Dla chcącego nic trudnego (śmiech), ale oczywiście wymaga to dobrej organizacji. W tym miejscu chciałabym podziękować osobom, które są wokół mnie i rodzinie. Oni wszyscy są mózgiem moich operacji logistycznych. Gdyby nie oni, to chyba nie wyszłabym ze stajni, zapomniała o studiach i o całym świecie, bo chodzę trochę z głową w chmurach, a właściwe w stajni.
Jakie masz cele na 2025 rok?
W moim kalendarzu startów znajduje się dużo zawodów międzynarodowych. Do tej pory, z racji tego, że jestem w kadrze narodowej, dużo wyjeżdżaliśmy za granicę. Ten rok jest moim pierwszym rokiem seniorskim i na pewno marzy mi się udział w mistrzostwach Europy seniorów, ale nie wiem, czy uda się to w tym, czy w kolejnym. Musimy na to ciężko pracować i zobaczymy, jak dopisze forma. Start w mistrzostwach Polski seniorów w zeszłym roku był udany, a warto wspomnieć, że wtedy jeździłam jeszcze w niższej kategorii wiekowej i byłam szósta jako jedyna kobieta w finale. W tym roku chciałabym poprawić ten wynik.
Rozmowa ukaże się także w kwietniowym wydaniu „Wiadomości Uniwersyteckich”.