Intuicyjnie czujemy, że niesprzyjające warunki atmosferyczne pogarszają nasze samopoczucie. Prof. Jerzy Romaszko z Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie prowadzi interdyscyplinarne badania, których celem jest odkrywanie związków pomiędzy pogodą a zdrowiem i samopoczuciem człowieka. O tym niezwykle ciekawym i bliskim każdemu z nas temacie opowiedział Marcie Wiśniewskiej z „Wiadomości Uniwersyteckich”. Zapraszamy do wysłuchania rozmowy!
Panie profesorze, jednym z obszarów pańskiej działalności naukowej jest badanie wpływu pogody na samopoczucie i zdrowie człowieka.
Tak, zajmuję się m.in. biometeorologią, czyli dziedziną nauki znajdującą się na styku medycyny, biologii oraz meteorologii. Bada ona wpływ czynników atmosferycznych (pogody i klimatu) na organizmy żywe, w tym rośliny, zwierzęta i ludzi, a także reakcje organizmu na zmiany pogodowe. Prowadziłem badania (wraz z reprezentantami innych dyscyplin naukowych), które dotyczyły konkretnie związku czynników biometeorologicznych i występowania zjawisk epidemiologicznych, czyli np. zwiększającej się liczby infekcji występujących sezonowo.
Zanim przejdziemy do przykładów, proszę wyjaśnić, co to jest Uniwersalny Wskaźnik Klimatu Termicznego (UTCI), który jest podstawą metodologii większości pańskich badań.
To dość złożony parametr biometeorologiczny używany do oceny stresu cieplnego (zimna lub ciepła) i jego wpływu na dobrostan człowieka. Wskaźniki komfortu termicznego opisują, w jaki sposób organizm ludzki reaguje na zmianę warunków atmosferycznych. Do jego obliczenia potrzebne są cztery zmienne: temperatura powietrza, wilgotność względna, prędkość wiatru oraz średnia temperatura promieniowania (MRT). Ktoś, kto nie jest specjalistą w tym zakresie, może myśleć o tym narzędziu trochę tak, jak o temperaturze odczuwalnej. Są to dwa zupełnie różne współczynniki, ale sprowadzają się do tego samego, a mianowicie, że spadek temperatury nie jest jedynym czynnikiem powodującym naszą reakcję na stres cieplny. Mają na to wpływ również inne warunki atmosferyczne, np. prędkość wiatru. Po szczegółowe informacje na temat UTCI odsyłam do naszych publikacji – m.in. tej pt. „Universal Climate Thermal Index as a prognostic tool in medical science in the context of climate change: A systematic review”.
Czy jednym z przykładów wspomnianego wpływu jest to, że jesienią pojawia się więcej infekcji górnych dróg oddechowych?
Tak, i aby to stwierdzić, nie trzeba prowadzić badań naukowych. Ale kluczowe pytanie brzmi, kiedy dokładnie rozpocznie się ich fala – ile dokładnie czasu musi minąć od pierwszego znaczącego załamania pogody (czyli, jaki jest tzw. lag time). Otóż okazuje się, że korzystając z UTCI, czyli de facto z modelowania matematycznego, da się to wyliczyć. Czas ten wynosi około 10 dni. Dalej jest już prosty rozwój epidemii zgodny ze wzorem SIS (Susceptible–Infectious–Susceptible). Czyli: początek zależy od pogody (np. ciepłe jesienie, które obserwowaliśmy w ostatnich latach, zdecydowanie opóźniały sezonowy wzrost liczby infekcji górnych dróg oddechowych), a ciąg dalszy – od prostej transmisji zakażenia.
Proszę podać jeszcze inne przykłady.
Udało nam się znaleźć i opisać powiązanie pomiędzy warunkami meteorologicznymi a przeciętnymi stężeniami kwasu moczowego. Jego wysoki poziom jest odpowiedzialny za epizody dny moczanowej, której manifestacją kliniczną może być podagra, na którą cierpiał m.in. Napoleon. Jednak, czy istnieje zależność między warunkami pogodowymi a ilością oraz nasileniem epizodów dny, będę mógł zdradzić, kiedy ukaże się nasza publikacja.
Interesujący jest również wpływ cieplejszych zim na nasilenie infekcji odkleszczowych, a zwłaszcza boreliozy. Te zakażenia są dość dużym problemem epidemiologicznym i, podobnie jak w innych krętkowicach, próby stworzenia szczepionki są jak dotychczas nieskuteczne. Naturalnym czynnikiem ograniczającym są tu ptaki, ale ich samych jest coraz mniej. Jest to bardzo złożona problematyka, która z pewnością zasługuje na zajęcie się nią z perspektywy naukowej. Podam jeszcze jeden przykład z życia codziennego, z którym na pewno każdy nas przynajmniej raz w życiu się spotkał. Chodzi mianowicie o omdlenia w kościele, najczęściej przytrafiające się nastolatkom. W tym okresie życia wzrost masy ciała wyprzedza sprawność układu krążenia, ale mają na to wpływ również czynniki biometeorologiczne, bo omdlenia są znacznie częstsze, gdy jest ciepło i tłoczno. Problematyka zależności biometeorologicznych z manifestacją kardiologiczną jest jedną z najczęściej zauważanych przez autorów podobnych badań.
Posłuchajcie rozmowy Marty Wiśniewskiej!
W pańskim dorobku naukowym poczytne miejsce zajmują publikacje dotyczące osób znajdujących się w kryzysie bezdomności. Dlaczego zainteresował się pan tą grupą społeczną?
Rzeczywiście, jestem kojarzony jako lekarz od osób w kryzysie bezdomności. Zaraz po zakończeniu stażu, podjąłem pracę w schronisku dla bezdomnych w Olsztynie. Opiekowałem się nimi w różnej formie – zarówno zawodowo, jak i społecznie. W sumie prawie 20 lat, a więc to, że naukowo zajmuję się osobami bezdomnymi jest dla mnie czymś naturalnym, bo od tego wszystko się zaczęło. Natomiast pomysł na zbadanie związków pomiędzy czynnikami meteorologicznymi a śmiertelnością wśród osób bezdomnych został sprowokowany przez coroczne przekazy medialne, które przy okazji pierwszej fali mrozów „trąbią” o zwiększonej liczbie zgonów. Tymczasem jako lekarz pracujący na co dzień z tymi osobami, odnosiłem wrażenie, że to nie do końca tak jest. Zrobiliśmy badanie z uwzględnieniem parametrów meteorologicznych oraz biometeorologicznych. Efektem tego jest publikacja pt. „Mortality among the homeless: Causes and meteorological relationships”, z której wynika, że nasze przypuszczenia były słuszne, a mianowicie, że fala jesiennych i zimowych chłodów (kiedy temperatura oscyluje wokół zera stopni) powoduje zgony z wychłodzenia, ale wcale nie dzieje się to wtedy, kiedy temperatura spada do minus 20 stopni Celsjusza. Wtedy bowiem włącza się coś na kształt instynktu zachowawczego, słabszego w okolicach zera i pod wpływem alkoholu. Publikacja na ten temat jest jedną z moich najczęściej cytowanych prac.
Uczestniczy pan również w projektach naukowych dotyczących żywności i żywienia. Współpracował pan np. z dr Natalią Drabińską z oddziału PAN w Olsztynie w badaniu dotyczącym diety ketogenicznej.
Tak, jest to trzeci obszar mojej pracy naukowej. Trochę pod wpływem prof. Mariusza Piskuły zajmowałem się przeciwutleniaczami w żywności, a później, wraz z dr Natalią Drabińską, zajmowaliśmy się dietą ketogeniczną. Projekt jest skończony, publikacje w trakcie procedur wydawniczych. Teraz natomiast współpracujemy z prof. Karstenem Carlbergiem w zakresie badań dotyczących witaminy D3. Pan profesor jest światowej sławy biochemikiem zajmującym się w ramach pracy w Instytucie Rozrodu Zwierząt i Badań Żywności PAN w Olsztynie badaniami z zakresu nutrigenomiki, czyli wpływu odżywiania na regulację aktywności genów. W tych badaniach odpowiadamy za część kliniczną projektów. Ochotnicy przebywający na diecie ketogonicznej czy przyjmujący wysokie dawki witaminy D3, powinni być pod nadzorem lekarskim.
Ostatnio mamy sporo pochmurnych i deszczowych dni, które nie dodają energii. Czy taka pogoda wpływa negatywnie na nasze samopoczucie?
Oczywiście, że taka aura ma wpływ na nasze samopoczucie i eksponuje lub nasila objawy, które mamy w wyniku innych chorób czy dolegliwości. Jeśli mam zły nastrój albo – w poważniejszych sytuacjach – stany depresyjne, to niekorzystna pogoda może nasilać złe samopoczucie – zarówno mentalne, jak i fizyczne. Odwróćmy sytuację i pomyślmy sobie, że coś nam dolega, ale wstajemy rano wypoczęci i za oknem widzimy słońce – wówczas to, co nas boli czy dokucza schodzi na dalszy plan i mamy energię do działania.
Oprócz pracy naukowo-dydaktycznej na uczelni, przyjmuje pan pacjentów w punkcie Podstawowej Opieki Zdrowotnej. Czy w miesiącach letnich spotyka się jakieś szczególne dla tej pory roku przypadłości?
Na pewno latem jest mniej wirusowych infekcji górnych dróg oddechowych, a więcej bakteryjnych zapaleń migdałków podniebiennych, popularnie nazywanych anginą. To efekt dużych różnic temperatur, tzn., kiedy na zewnątrz jest gorąco, a my jemy lody albo kiedy raz przebywamy na słońcu, a za chwilę wchodzimy do silnie klimatyzowanego pomieszczenia. Oczywiście, występuje również dużo problemów związanych z kleszczami, osami, komarami czy oparzeniami słonecznymi.
Czy przypadki, z którymi spotyka się pan w codziennej praktyce lekarskiej stanowią czasami inspirację do badań naukowych i odwrotnie – czy praca naukowa przydaje się panu czasami w leczeniu pacjentów?
Problemy pacjentów, nawet te najciekawsze, na ogół są jednostkowe, a badania naukowe wymagają dużych baz danych, zatem trudno o przełożenie jeden do jednego. Oczywiście, problemy pacjentów staram się rozwiązywać najlepiej, jak potrafię, ale bezpośrednie powiązanie z nauką jest niewielkie. Poza tym pracuję w podstawowej opiece zdrowotnej, gdzie w przypadku chorób rzadkich nasza rola kończy się na postawieniu wstępnej diagnozy, później taki pacjent leczy się już u konkretnego specjalisty. Statystycznie i naukowo możemy analizować schorzenia podstawowe, bo z tym spotykamy się na co dzień.
Prof. dr hab. n. med. Jerzy Romaszko pełni funkcję kierownika Katedry Medycyny Rodzinnej i Chorób Zakaźnych Wydziału Lekarskiego UWM. Jest lekarzem specjalistą chorób wewnętrznych i medycyny rodzinnej, a także autorem i współautorem szeregu publikacji dotyczących problematyki wpływu zmian bioklimatycznych na stan zdrowia populacji ogólnej oraz integracji danych środowiskowych z oceną ryzyka zdrowotnego. Prywatnie: fan szachów, brydża i literatury science fiction.