Poprzednią płytę nagrywał w samodzielnie zbudowanym przez siebie studiu na ostatnim piętrze jednego z olsztyńskich wieżowców. Najnowszą na wsi – pośród warmińskich łąk i lasów. Rafał Litwin tworzy muzykę pod szyldem Slaidize niejako w półcieniu, po cichu i na obrzeżach muzycznego rynku. Michałowi Napiórkowskiemu opowiedział o inspiracji twórczością Davida Lyncha, uciekaniu na łono przyrody, odległych czasach grania w Loud For Love i Atrocious Filth, muzyce filmowej i…udziale w głośnym dziele Wojciecha Smarzowskiego.

„Gdzie ja się kończę, zaczyna się słodycz” to już siódme wydawnictwo Rafała Litwina, działającego najpierw jako Slaid, a następnie Slaidize. Olsztyński muzyk na przełomie wieków grał na perkusji w rockowej formacji Loud For Love, z którą nagrał trzy płyty. Po krótkiej przygodzie z reaktywowanym Atrocious Filth zajął się działalnością solową, stając się samowystarczalnym producentem muzycznym.
Na swoich płytach elektroniczne brzmienia łączy z żywym instrumentarium tworząc dość mroczne, tajemnicze światy. Ma też w zwyczaju zapraszać kolejnych gości, głównie śpiewających. Poprzednio byli to Tomasz Bardega, Piotr Wasyluk i Ewelina Lewandowska. Z kolei na „Gdzie ja się kończę, zaczyna się słodycz” za wokale i teksty odpowiada Karol Gawerski z Bartoszyc, czyli Grawer Pasieka, znany z zespołu Józef Ost.
Nie ukrywam, uwielbiam jego twórczość. Chociaż w tym przypadku, spodziewałem się Karola, a dostałem Karola zupełnie innego. To też jest ciekawe, że niemłody już artysta nagle zupełnie zmienia swoją wrażliwość, bo te teksty są zupełnie inne. One są miękkie, są dojrzalsze.
Rafał Litwin współpracował już wcześniej z Gawerskim w pobocznym projekcie o nazwie Bies. Powstał materiał ogrywany na próbach, a grupa zagrała parę koncertów. Działalność posypała się ze względów logistycznych. Również muzyka Slaidize raczej nie wybrzmi na żywo.
Gdzieś tam pod skórą bardzo bym chciał, ale też nie widzę warunków ku temu. Nie chciałbym, żeby to wyglądało tak, że wychodzi chłopak z laptopem i puszcza muzykę. To mnie po prostu nudzi, nie interesuje mnie to. W okolicy ciężko jest znaleźć dzisiaj ludzi, którzy są w stanie zaangażować się w taki projekt.
Pretekstem do zaproszenia Rafała do studia była wydania jesienią płyta „Gdzie ja się kończę, zaczyna się słodycz”. W rozmowie udało się także poruszyć tematy związane z mniej lub bardziej odległą przeszłością (Loud For Love, Atrocious Filth).
Z wywiadu można dowiedzieć się również o dość przypadkowym udziale Rafała w filmie „Dom Dobry” Wojciecha Smarzowskiego. Same związki olsztynianina z filmem nie są jednak przypadkowe. Wśród swoich inspiracji wymienia obrazy Davida Lyncha i Alejandra Jodorowsky’ego. Pytany o muzykę filmową nie kryje, że jest to jego marzenie.
Dlatego chciałbym prowadzić Slaidize w stronę projektu bardziej audiowizualnego. Gdzie obraz i muzyka będą nierozerwalne. Żeby to była całość. Zresztą, kto wie, czy następna rzecz taka nie będzie, bo bardzo mnie to korci. Może trzeba to w końcu zrobić, bo lata lecą. Kiedy, jak nie teraz?
Po szczegóły odsyłamy do rozmowy Michała Napiórkowskiego.
RADIO UWM FM